20 grudnia 2011

Zapach kobiety...

Zapachy kupuję intuicyjnie ;) Albo inaczej – głupio. Lubię dobrze pachnieć, a tu gdzie mieszkam mam ograniczony dostęp do perfum (asortyment plus ceny…- zabójcze).
Ale Gucia zawsze sobie poradzi…
Na przykład „Parisienne” YSL. „Twarzą” zapachu jest Kate Moss i uważam iż to był dobry wybór. Taki diabełek o twarzy aniołka.



Przejrzałam internet i na podstawie informacji tam znalezionych stworzyłam sobie jakieś wyobrażenie o tym zapachu.
W nutach zapachowych znalazły się: żurawina, róża damasceńska, fiołek, paczula, drzewo sandałowe, piżmo i vetiver.
Ten zapach to połączenie świeżości i ciepła okraszone kwiatami. A wszystko zamknięte w eleganckim i skromnym flakonie (mój egzemplarz jest już nieco zniszczony- zadarte rogi loga, porysowane…)





Jak dla mnie – zapach trudny. Dobrze się w nim czuję jesienią i zimą (otula). Latem nie mogę na niego patrzeć, wciskam w najdalszy kąt szafki. A jeśli już wyciągam to na spotkania uroczyste, kiedy chcę „zaistnieć”. Bo kobieta która TAK pachnie nie przemknie nie zauważona.
Strona o tym zapachu: KLIK

2 komentarze:

  1. Nie znam go, ale muszę powąchać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli bedziesz miała okazję to powąchaj. To zapach z gatunku "kochaj albo rzuć" :D

    OdpowiedzUsuń