24 kwietnia 2012

Ekspresowa odżywka do włosów Gliss Kur

Od kiedy farbuję włosy zauważyłam iż po umyciu stały się bardziej sztywne, trudno się rozczesują, nie mogę sobie z nimi poradzić… Podczas wizyty w Rossmannie w oczy rzuciła mi się Ekspresowa odżywka Gliss Kur.
Odżywka jest w sprayu, a producent obiecuje prawdziwe cuda.
- odżywka ma wygładzić włosy
- mają łatwo się rozczesywać, być elastyczne i błyszczeć
„Zawiera kompleks Scan Repair z 19 aktywnymi składnikami i systemem regeneracji komórek, który rozpoznaje potrzeby włosów i skutecznie regeneruje zniszczone miejsca nie obciążając zdrowych partii włosa nadmierną pielęgnacją”
Odżywkę nakładać można na suche lub mokre włosy (bez spłukiwania). Niestety nie jest wydajna. 



Skład: Aqua, Cyclomethicone, Phenyl Trimethicone, Dimethiconol, Polyquaternium-16, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Lactic Acid, Parfum, Panthenol, Sodium Benzoate, Panax Ginseng Root Extract, Cetrimonium Chloride, Glycerin, Laurdimonium, Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Wheat Protein, Arginine, Acetyl Tyrosine, Arctium Majus Root Extract, Hydrolyzed Soy Protein, Polyquaternium-11 . Nacinamide, Ornithine HCL, Citrulline, Linalool, Pantolactone, Coumarin, Hexyl Cinnamal, Limonene, Biotin, Cl 15985, Cl16255

Cena: 12 zł / 200 ml (w Rossmannowej promocji była tańsza)

- nie zauważyłam żadnej regeneracji, a przecież to miało być główną zaletą...
- nie jest bardzo wydajna
- zapach – przy pierwszych aplikacjach nawet mi się podobał. Niestety nos się przyzwyczaił i teraz uważam, że jest mdły…
+ włosy rzeczywiście łatwo się rozczesują

Wątpię także w jej właściwości regeneracyjne. Włosy owszem - nie puszą się, są bardziej gładkie, ale to z pewnością nie świadczy o regeneracji jakiejkolwiek...


Niestety na drugi dzień fryzura wygląda kiepsko – oklapnięta, jakby trochę przetłuszczona.

Zatem jestem na „nie” i szukam dalej.

12 kwietnia 2012

Wiosennie


Można powiedzieć iż dopadła mnie niemoc twórcza ;) Chociaż bardziej skłaniałabym się przy opcji „zapracowanie” połączone ze skrajnym zmęczeniem.

Ale spoko, dam radę. Jakem Gucia.


Wiosna na całego. Dziś wyszłam przed dom, zrobiłam wdech i te powietrze! Dziewczyny, jak zapachniało!

Aż chce się żyć!

Pozdrawiam ciepło,

Gucia :)

4 kwietnia 2012

Triple Active - recenzja


Opowiem dziś o kremie do twarzy którego używałam ostatnio. Zima była, nieprawdaż? No właśnie, a o tej porze roku to krem na noc musi być bardziej treściwy. Kierując się tą przesłanką zakupiłam krem odżywczy Triple Avtive na noc z L’oreal.
Krem dostajemy zapakowany w kartonik i folię, czyli standardowo. Słoik jest ciężki, ale poręczny. Pojemność – 50ml. 
Sam produkt jest koloru różowego. Chociaż nie jest to do końca precyzyjne określenie. Możecie go ocenić same na zdjęciach, które są poniżej. Specjalnie wrzucam takie a nie inne fotki, aby można zobaczyć było kolor. 







Obietnice:
Triple Active dostarcza skórze składniki niezbędne do jej nawilżania i odżywiania w nocy, gdy proces odbudowy skóry jest najbardziej intensywny.
1. Nawilża - formuła wzbogacona w glicerol zapewnia skórze optymalne nawilżenie.
2. Odżywia - w nocy, gdy procesy odbudowy komórkowej są najbardziej intensywne skóra wypoczywa i odpręża się, aby odzyskać świeżość po przebudzeniu.
3. Odbudowuje - formuła o intensywnym działaniu wspomaga proces odbudowy bariery ochronnej skóry.
Testowany pod kontrolą dermatologiczną. Dla wszystkich typów skóry.




Co o samym kremie? O kolorze  już wspomniałam, ale! Przecież  jest inna istotna kwestia, a mianowicie zapach. Rozczarował mnie. Krem pachnie tak… starodawnie. 
Krem o konsystencji stosunkowo lekkiej, niezbyt tłustej powinien wchłaniać się szybko. Tak uważałam, a tu zonk! Budzę się rano i czuję na twarzy KREM. I te uczucie przyklejania się do poduszki. Bezcenne…


Używałam tego kremu wytrwale przez dwa miesiące licząc na JAKIEKOLWIEK efekty.  Godziłam się na lepienie do pościeli. Czegóż nie robi się dla urody, nie? 


Nawilża? Hm…w moim przypadku słabo bowiem już w kilkanaście minut po nałożeniu kremu pojawia się uczucie ściągnięcia.  Czy skóra wygląda świeżo? Nie koniecznie…


Jak już wspominałam, mam cerę kapryśną – naczyniową, wrażliwą. Krem według informacji na opakowaniu przeznaczony jest dla wszystkich typów skóry. A co się okazało? Kiedy w słoiczku zaczęłam dostrzegać dno moja skóra się zbuntowała. Po nałożeniu kremu na prawym policzku pojawiało się zaczerwienienie, skóra na nosie zaczynała mnie piec. Ooooooooo i to jak… Najpierw pomyślałam iż to po prostu taki jednodniowy wyskok, ale kiedy po kolejnej aplikacji okazało się iż znowu piecze – poddałam się….

31 marca 2012

Marcowe zużycia


Dumna z siebie jestem, bo narzucony reżim polegający na wykańczaniu zapasów kosmetyków i ograniczaniu kupowania nowych zdaje egzamin!
Zobaczcie same:



Orginal Source – wanilia i malina – kocham ten zapach. Jeszcze się spotkamy.
Szampon i odżywka Timotei – opowiadałam o nich wczoraj. U mnie te produkty kompletnie się nie sprawdził.
Balsam do ciała Isana – było mi z nim nawet dobrze, ale… jest tyle innych balsamów do odkrycia, że tego raczej ponownie nie kupię.


Bourjois Płyn micelarny- kolejna butla. U mnie ten płyn się sprawdza.
Masło do ciała oliwkowe Ziaja – fajny produkt za dobrą cenę. Jeśli natknę się na dobrą promocję, z pewnością te masło kupię.
Peeling borówkowy z Biedronki – z tymi peelingami to mam problem. Bo myślę sobie, że po prostu jak dla mnie są zbyt rzadkie, drobinki trudno się zmywają…
Rival de Loop – płyn do demakijażu – kupiony w akcie desperacji (patrz: kryzys finansowy). Okazało się iż całkiem dobrze radzi sobie ze zmywaniem mojego ukochanego, ciemnego makijażu oczu.


Tonik aloesowy Ziaja – kolejna butla za mną. Za kilka złotych mam fajny produkt który odświeża twarz jednocześnie jej nie podrażniając, a to niezwykle cenne. Może poświęcę mu osobną recenzję?
Krem pod oczy Ziaja – nie polubiliśmy się. Nie spełnił obietnic producenta i moich nadziei.
Krem Iwostin cera naczynkowa – pokochałam ten krem od pierwszego użycia. Kolor może specyficzny ;), ale całą reszta – bajka. Moja cera jest przeszczęśliwa. Kłopot jest za to z inną kwestią, a mianowicie trudno jest mi ten produkt upolować w aptece, muszę składać zamówienie w internetowych aptekach albo szukać okazji na allegro. Czyli zapasy muszą w domu być. I jak tu się odzwyczaić od chomikowania???





30 marca 2012

Szampon i odżywka Timotei Intensywna Odbudowa



Trudno mi się ostatnio zabrać za pisanie. Z zachłannością czytam Wasze notki, ale samej coś napisać… Oj… ;)

W jutrzejszej notce podsumowującej  marcowe zużycia pojawią się dwa produkty o których dziś chciałabym powiedzieć kilka słów.






Obietnica producenta:
Mieszanka olejku z awokado z Południowej Afryki, olejku z orzeszków macadamia z Australii oraz ekstraktu z pistacji z Iranu. Wszystkie te składniki znane są z właściwości nawilżających zniszczone włosy. Intensywne odżywienie i odbudowa, aby włosy były zdrowe i miękkie w dotyku. Produkty Timotei z serii Intensywna Odbudowa wzbogacone są olejkiem z awokado, olejkiem z orzeszków macadamia oraz ekstraktem z pistacji pomagają odbudować powierzchnię suchych i zniszczonych włosów, pielęgnując je i nadając im gładkość.



Skład szamponu: Aqua, Sodium Laureth Sulfate (lub) Sodium C12-13 Pareth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Dimethiconol, Persea Gratissima Oil, TEA-Dodecylbenzenesulfonate, Carbomer, Sodium Hydroxide, Citric Acid, TEA-Sulfate, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Triethanolamine, Propandediol, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Pistacia Vera Seed Extract, Parfum, Sodium Benzoate, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Mica, Glycerin, DMDM Hydantoin, Disodium EDTA, PPG-12, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, CI 42051, CI 47005, CI 77891.

Skład odżywki: Aqua, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Stearamidopropyl Dimethylamine, Amodimethicone, Behentrimonium Chloride, Dipropylene Glycol, PEG-7 Propylheptyl Ether, Cetrimonium Chloride, Lactic Acid, Phenoxyethanol, Sodium Chloride, Persea Gratissima Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Pistacia Vera Seed Extract, Glycerin, Propanediol, DMDM Hydantoin, Disodium EDTA, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, CI 42051, CI 47005.

Cena szamponu- ok. 9zł / 400m
Cena odżywki - lok. 8zł / 200ml (ceny oczywiście uzależnione od sklepu)

Produkty do mycia włosów zmieniam notorycznie. W doborze specyfików kieruję się potrzebami skóry głowy itd., ale szukam też nowości. I tak to natknęłam się na serię Timotei Intensywna Odbudowa.
Obydwa produkty mają piękny zapach. Szampon ma dość specyficzny, zielonkawy kolor. Dobrze się pieni, jest delikatny. Radzi sobie ze zmywaniem olei (TAK, zaczęłam olejować włosy, czyli realizuję noworoczne postanowienie :D)
Równolegle z szamponem używałam odżywki. I cóż… Niestety moje włosy po zastosowaniu tego duetu trudno się rozczesywały. Musiałam „potraktować” je dodatkowo odżywką bez spłukiwania od Gliss Kur aby jakoś je rozplątać. Po wysuszeniu były dziwne w dotyku, takie szorstkie. I oklapnięte. A na drugi dzień, już po kilku godzinach wyglądały na fatalnie...
Czy zauważyłam obiecywane przez producenta odżywienie włosów? Nie.
Nie bardzo mi ten duet służył… Nie kupię więcej tych produktów. Nie lubię wyrywać włosów przy rozczesywaniu…

19 marca 2012

Jogurtowy raj?

Balsam do ciała z witaminami i jogurtem Isana kupiłam dawno, dawno temu. Ponieważ kolejka kosmetyków do zużycia spora jest to trochę trwało zanim się do niego dorwałam.



Skład: Aqua, Isopropyl Palmitate, Ceteraryl Alcohol, Polyryceryl-3 methylglucose distearate, Dicapryll ether, Glycerin, Theobroma cacao butter, Butyrospermum parkii butter, Tocopheryl acetale, Yogurt, Carbomer, Cera Alba, Parfum, Hexyl Cinnamal, Linanool, Limonene, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobytylparaben, Butylparaben, Lactic Acid, Sodium Hydroxide

Balsam:
- skutecznie pielęgnuje
- odświeża i nawilża skórę normalną
- zawiera wysokojakościowe składniki, takie jak masło shea oraz gliceryna, które chronią skórę przed wysuszeniem
- sprawia, że skóra staje się gładka i jedwabiście miękka
- ma pH przyjazdne dla skóry, co jest potwierdzone dermatologicznie.

Nie pamiętam ile zapłaciłam za ten kosmetyk, ale podejrzewam iż około 6 zł. Za tę cenę otrzymałam wielką, 400 ml butlę. Opakowanie właściwe dla Isany, zwykłe, plastikowe. Ale wszak liczy się zawartość, a ta….

Cóż. Mam suchą skórę i tutaj Isana średnio dała sobie radę jeśli chodzi o nawilżenie nóg, ale już na ręce i brzuch – super. Skóra miękka, gładka. Gdybym cała była taka „prosta” …

Aplikacja – balsam gładko sunie po skórze, ale jednocześnie zostawia biały ślad, który wchłania się dość długo. W związku z powyższym kometyk ten polecam raczej na wieczór, a nie ranek, kiedy każda sekunda jest na wagę złota :)

Inna kwestia to zapach, który przez kilka smarowań podobał mi się bardzo, ale później niestety stał się natrętny. Butla powędrowała na koniec „kolejki łazienkowej” i czekała na swoją kolejkę dobrych kilka miesięcy.

Czy kupię ten produkt ponownie? Nie. Raz, że znudził mi się zapach. Dwa – przecież półki są pełne kosmeyków które tylko czekają aż Gucia je odkryje ;)

Miłego dnia :)

15 marca 2012

Kiedy w portfelu pusto...

Też tak macie iż najpotrzebniejsze rzeczy kończą się zawsze hurtem i to w najmniej spodziewanym momencie - kiedy na koncie pustawo?

Bo ja tak mam…
A to szampon za chwilę zacznę rozcieńczać aby umyć włosy, a to się płyn do demakijażu kończy. W słoiczku z kremem na noc widać dno itd.
W mojej miejscowości niepodzielnie króluje mały sklepik z kosmetykami i cenami zwalającymi z nóg. Dzielnie w tym sekundują apteki (tak swoją drogą…). Staram się więc korzystać z okazji i w mieście robić większe zakupy. Zachowuję się jak chomik – dwa szampony, dwa płyny itd. Ech… Życie.
Wczoraj do domu wróciły ze mną następujące rzeczy:

Szampon Alterra papaya i bambus – 6,99 zł. Mam ochotę przekonać się jak to jest myć włosy szamponem bez SLS.
Szampon Isana „połysk jedwabiu” – 3,99 zł – na wypadek gdybym jednak się z Alterrą nie polubiła ;) A serio to Mama lubi te szampony.
Antyperspirant Adidas – 7,99 zł – w poszukiwaniu antyperspirantu idealnego…
Płyn do demakijażu Rival de loop – 4,79 zł – niespodzianka z Rossmana. Pierwsza butelka kupiona przypadkiem, kolejne zaś z premedytacją.
Masło Isana orzech włoski i mleko – 4,49zł – na blogu Zoili trwa dyskusja czy fajne jest to masło czy wprost przeciwnie. Zachciałam zabrać głos w dyskusji. Na razie (po otworzeniu masła) mogę stwierdzić iż ma dość… intrygujący zapach. Nie wiem czy się polubimy, ale dajmy mu szansę :)
W Schleckerze nie lubię robić zakupów. Wydaje mi się iż jest mały wybór kosmetyków, na półkach stoją po dwie sztuki. I ten ochroniarz podążający za mną krok w krok…
Ale wybrałam dwie rzeczy:


Peeling enzymatyczny z serii „Ulga” od Ziaji – 8,99 zł. Ręce w Rossmannie wyciągały się po peeling Synergen, ale w głowie zaświeciła mi się lampka ostrzegawcza. Przypomniała mi się recenzja Cammie i peeling odłożyłam.
Krem regenerujący na noc wzmacniający naczynka krwionośne z serii „Ulga” – 8,99 zł – nie znam tego kremu, cena przystępna, więc dlaczego nie spróbować?

13 marca 2012

Ale o co chodzi z ...aloesem?

Idzie sobie Gucia po Rossmannie. Oczka skaczą po półkach. Portfel prawie pusty, ale cóż… Może chociaż kremik do rąk? Ech, to nic, że w kolejce z cztery stoją, nie? Jeść, pić nie woła  - się zużyje ;)
I tak oto w koszyku wylądowało takie coś:


Balsam do rąk i paznokci Aloe vera od Isany.


Kosmetyk zawiera aloes i witaminę E oraz keratynę które pielęgnują ręce i wzmacniają paznokcie. Balsam ma się szybko wchłaniać i nie pozostawiać tłustego filmu.

Tyle obietnice, a rzeczywistość?

Powiem tak… jeśli któraś z Was lubi jak dłonie pachną proszkiem do prania (np. Vizir) to polecam jak najbardziej, będzie usatysfakcjonowana. Cała reszta Pań odepchnie tubkę że ho ho ho ho. Tak i ja zrobiłam.

Ten zapach sprawia iż nie daję rady kremować dłoni. Wyjścia były dwa – albo jako awaryjny sposób czyszczenia butów (taka pasta zastępcza, kiedy nie ma czasu na pastowanie) albo jako krem do stóp.

W obydwóch przypadkach sprawdza się znakomicie ;)

6 marca 2012

Oliwkowe masło do ciała - Ziaja

Masło te wchodziło w skład zestawu bożonarodzeniowego, który w tym roku wyprodukowała firma  Ziaja. Tak, wiem… mówić o Bożym Narodzeniu kiedy zza kartek kalendarza wyłania się powoli Wielkanoc to średni pomył, ale cóż…



Obok niego był jeszcze krem do twarzy (o nim kiedy indziej) oraz mydło pod prysznic o którym pisałam TUTAJ

Skład: Aqua (Water), Elaeis Guineensis  (Palm) Oil, Cetearyl Ethylhexanoate, Butyrospermum Parkii Butter,  Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Hydrogenated Coco-Glycerides, Hydrogenated Palm Kernel Oil, Olea Europaea Oil, Tocopheryl Acetate, Sodium Polyacrylate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Diazolidinyl Urea, Parfum (Fragrance), Linalool, Butylphenyl Methylpropional , Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene, Hexyl Cinnamal, Citronellol, CI 42090 (FD&C Blue No. 11), CI 19140 (FD&C Yellow No. 5), CI 47005 (D&C Yellow No. 10), CI 16035 (FD&C Red No. 40).


Masło ma uzupełniać niedobory lipidów, regenerować naturalną barierę ochronną, wyraźnie poprawiać elastyczność i miękkość naskórka. Po zastosowaniu masła skóra ma pozostać delikatną i aksamitną w dotyku.

Sposób użycia- Wmasować grubą warstwę preparatu w oczyszczoną skórę ciała, pozostawić do wchłonięcia.

Opakowanie – jak u Ziaji, standard ;) czyli praktyczne, z folią pod zakrętką. Żadne paluchy w sklepie nie zajrzą…
Masła Ziaji znałam tylko z opowieści. Jakoś mi z nimi nie było po drodze. No, ale skoro dostałam w prezencie…

Moja skóra pokochała ten produkt. Masło wchłania się szybko i doskonale nawilża. Sprawdza się też doskonale jako krem do stóp :) Dodatkowy plus to delikatny, nie nachalny zapach i wydajność.

 

5 marca 2012

Zakupy, zakupy :)




Antyperspirant - bo ostatnio nie mogę dojść do ładu z Rexoną.
Odżywka do włosów - Gliss Kur, bo moje włosy plączą się jak szalone.
Krem do rąk - był w przecenie, ale się nie polubimy, bo w domu okazało się, że pachnie proszkiem do prania...

1 marca 2012

Lutowe zużycia

Zużycia lutowe:



1. Tonik Ziaja Phytoaktiv dla cery naczynkowej.
2. Ziajka Masło do ciała ujędrniające po porodzie – odnośnie tego jak działa po porodzie to się nie będę wypowiadać z wiadomych względów. Natomiast jako „wygładzacz” działa cudnie. Skóra po zastosowaniu tego masła była gładka, delikatna. Stosowałam na brzuch i uda. Byłam zadowolona.
3. Podkład Astor Age Vitality – odcień 100. Moja twarz go lubi i akceptuje. To bodajże trzecia lub czwarta butelka. Wierność podkładom bierze się u mnie z tego, że jestem kompletną niemotą jeśli chodzi o umiejętność dobrania odpowiedniego odcienia. Stąd jak znajdę coś co mi pasuje – trzymam się tego kurczowo.
4. Płyn do demakijażu oczu Ziaja (dwufazowy) – się już wypowiadałam na temat tego płynu. Zdania nie zmieniłam (patrz: tłusta buzia…)
5. Odżywka do włosów Garniera drożdże piwne i owoc granatu – opowiadałam o niej trochę wczoraj także nie zrobiła u mnie furory. Nie spotkamy się więcej.
6. Balsam do ciała wanilia i macadamia Isana – fajny zapach, mała wydajność. U mnie uchował się tak długo tylko dlatego, że na półce mam otwarte z trzy balsamy i masło do ciała.

A ile jeszcze stoi w kolejce do zużycia ;)

29 lutego 2012

TAG: Nigdy nie wychodzę z domu bez...

Podczas mojej nieobecności (prawie miesiąc… ależ ten czas leci…) zdarzyło się w blogowym świecie kilka TAGów, które mnie oczarowały. Jako że nikt mnie nie otagował, poradziłam sobie sama ;)

TAG: Nigdy nie wychodzę z domu bez...






Podaj 5 produktów kosmetycznych łącznie z nazwą firmy, które stosujesz wychodząc z domu, takie must have na wyjście (można dołączyć zdjęcie).
Utwórz osobny post na swoim blogu z kopią obrazka i informacją kto Cię otagował.
Przekaż zabawę i zasady 5 innym blogerkom.


Pięć produktów… o ho ho ho… Cóż.
1. Krem do twarzy – moja skóra potrzebuje nawilżenia. Moje naczynka potrzebują ochrony. Aktualnie dobijam krem o którym pisałam TUTAJ
2. Błyszczyk, pomadka – cokolwiek. Koniecznie! Ostatnio namiętnie kolekcjonuję czerwienie…
3. Cienie do powiek – odkąd mam moje Sleeki KOCHAM malować oczy. A już w połączeniu z korzystaniem z pędzli, to makijaż oczu jest bajką. Zbieram nawet pochwały, że tak pięknie mam podkreślone oczęta :D
4. Tusz do rzęs – moje krótkie rzęski lubią być podkreślane dobrym tuszem. Podkreślane, pogrubiane, wydłużane.
5. Perfumy – uwielbiam dobre zapachy. Mogę oszczędzać na innych rzeczach, ubierać się w lumpeksie, ale pachnieć kocham. Na półce standardowo mam dwa – trzy zapachy. Nie jest to więc żadna oszałamiająca rozpusta.


To „must have” w dzień pracy. A w sobotę lub niedzielę – mogę nie mieć nic na twarzy. Pełna naturalność. I nie mam problemu aby wyjść w tym stanie do ludzi :D
Ma ktoś ochotę opowiedzieć o „stanie wyższej urodowej konieczności”? Zapraszam :)
A tak w ogóle to udzieliłam dziś pierwszego w życiu wywiadu. Dla telewizji.

28 lutego 2012

Powrót córki marnotrawnej ;)))

Generalnie nie mam czasu, siły i w efekcie – ochoty na pisanie. Nawet czytanie Waszych notek mi nie idzie… W pracy spędzam dużo czasu. Praca wraca ze mną do domu. W pracy wyszedł mi mega wielki projekt za duuuuuuuużą kasę. Szczęśliwa jestem. I zmęczona jak diabli.

Pomysły na notki mam i układam w głowie.

Ale skoro już mnie Dorota przywołała do porządku to czas opowiedzieć o……….

Odżywce Garnier – Drożdże piwne i owoc granatu.



Odżywkę którą dziś opisuję kupiłam, bo była w promocji. Za 200 ml zapłaciłam około 5 zł.
Obietnice: Produkt przeznaczony jest do włosów cienkich, pozbawionych objętości. Połączenie drożdży piwnych o właściwościach wzmacniających i owocu granatu, aby nadać włosom objętość i witalność. Rezultat: włosy łatwo się rozczesują i zachwycają objętością. Są miękkie w dotyku i lekkie.
Od odżywki oczekuję przede wszystkim iż po jej zastosowaniu będę mogła bez problemu rozczesać włosy.
Otworzyłam opakowanie i pierwsze co mnie zachwyciło to zapach… Piękny zapach.
Później było już tylko gorzej. Włosy nie dawały się rozczesać, a po wysuszeniu wyglądały jakby ktoś je usztywnił, były nie przyjemne w dotyku.
Odżywka nie dodała im także objętości.
U mnie ten produkt nie sprawdził się, ale może będzie odpowiedni dla tych z Was, które mają krótsze włosy?

30 stycznia 2012

Biedronkowy szał ogarnął i mnie ;)

Jakiś czas temu na wielu blogach pojawiły się notki o peelingach i masłach z Be Beauty, które można kupić w Biedronkach. O maśle do ciała „mango” pisałam już TUTAJ, a dziś przyszedł czas na peeling do ciała.
Borówki… Mniam, mniam chciałoby się rzec. Ale do rzeczy.



Peeling zawiera:
- łupinki orzecha włoskiego - głęboko oczyszczają i peelingują skórę
- pestki moreli - doskonale złuszczają martwe komórki naskórka
- czarna porzeczka - delikatnie peelinguje i neutralizuje działanie wolnych rodników; zawiera olej bogaty w kwasy Omega 6, który sprawia, że skóra jest młoda i promienna
- ECOSCRUB - w naturalny sposób usuwa zrogowaciały naskórek
- ekstrakt z borówki - stymuluje i ujędrnia skórę, działa antyoksydacyjnie i przeciwpodrażnieniowo
- glicerynę - działa nawilżająco i zmiękczająco na skórę


Tak. A rzeczywistość? Nie wiem czy moja skóra stała się promienna ;), ale na pewno idealnie „starta” i dopieszczona. Bo ten produkt to rozkosz dla zmysłów – zapach, który przypadł mi do gustu, dobre działanie, przyjemna aplikacja (nie bez minusów, bo jak dla mnie peeling jest troszkę zbyt rzadki), brak efektów ubocznych w postaci podrażnień.
Dodatkowo na plus mogę zapisać opakowanie – estetyczne, poręczne.

Peeling jest też wydajny. Już niewielka ilość pozwala „ogarnąć” sporą część ciała.


Jako minus zapisuję mu jednak kłopoty ze zmyciem. Trzeba sporo czasu poświęcić
aby zmyć wszystkie drobinki. Nie jest to jednak wielki problem.

Czy kupię ponownie ten produkt? Może za jakiś czas ponieważ w kolejce do zużycia stoją jeszcze : 






Czy to nie przesada?

;)

20 stycznia 2012

Całuj mnie, całuj ;)

Zgodnie z życzeniem Doroty dziś o dwóch rzeczach, które sprawiają iż usta krzyczą „całuj mnie, całuj” :)

Obydwa zakupy „popełniłam” w Naturze.

Jeśli chodzi o pomadki to oczywiście wielkiego wyboru w gamie kolorystycznej już nie było. Jakieś mdłe róże, zbyt soczyste czerwienie, brązy ciemne. Wzrok ślizgał się od jednej do drugiej aż nagle ukazała się ONA.

Essence 44 Almost Famous 





Zdjęcia niestety nie oddają wiernie prawdziwego koloru tej pomadki. W rzeczywistości bowiem jest mimo wszystko delikatniejsza. Spokojnie maluję nią usta i idę do pracy. Do klasycznego stroju jest świetna. Jak zawsze ważna jest harmonia ;)

Za kilka złotych (wcięło mi paragon…) otrzymujemy dobry produkt. Tak sobie myślę, że w zasadzie to nie jestem pewna co oczarowało mnie bardziej  - kolor czy zapach pomadki. Taki hm… mnie kojarzy się z czymś słodkim.

Trwałość również mogę zapisać na plus. Maźnięte usta wytrzymują starcie z jedzeniem i piciem. Kolor mocno trzyma się warg. Może też dlatego, że po aplikacji delikatnie usuwam nadmiar pomadki? (odciskam na chusteczce)

Drugi zakup popełniłam już bardziej świadomie ;) Na kilku blogach widziałam ten odcień błyszczyka i mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać. Ale mimo wszystko jestem zaskoczona.



Essence Stay with me odcień 02 „My favorite milkshake” (także Natura) zauroczył mnie totalnie. Przede wszystkim nie ma drobinek! Jest gładki, jedwabisty wręcz. Nie nachalny, nie rzuca się w oczy. Jest idealnym dopełnieniem dla mocniejszego makijażu. Wiem na przykład iż na dzisiejszej kolacji służbowej będę miała czarno-biały strój, oczy pomalowane w ciemnych kolorach i ten błyszczyk na ustach. Nie narobi szkód, a mimo wszystko zwróci na siebie uwagę. Ta delikatność odcienia mimo wszystko kusi ;)

Aplikacja. Kiedy odkręciłam opakowanie i zobaczyłam czym mam nakładać błyszczyk na usta to miałam przez moment wrażenie, że „to nie to”. Jakieś dziwne, wymyślne. Ale co się okazało? Nałożenie błyszczyku jest proste, a właśnie dzięki tej końcówce mogę precyzyjnie pomalować wargi. Podoba mi się to :)



Zapomniałabym o jeszcze jednej kwestii – trwałość. Też jest dobrze :) Nie rozmazuje się, nie zmienia miejsca , nie zbiera w kącikach ust. 

I jak w przypadku pomadki – fajnie pachnie.

19 stycznia 2012

Ciągle w biegu...

Ależ  się za Wami stęskniłam!!!! Wybaczcie brak notek i to, że się rzadko odzywam, ale dopadło mnie życie. A konkretnie praca. Duża rzecz się „szykuje” i przysypały mnie dokumenty, tabelki i wytyczne. Wszystko to razem sprawiło, że mniej mnie w „blogowym światku”.

Brak aktywności nie oznacza jednak przecież braku aktywności zakupowej ;)))) I kiedy czeka się na szefa to przecież jest znakomity powód aby wejść do Rossmanna albo Natury, nieprawdaż? No bo bez sensu tak stać i marznąć…

;)

Tak, wiem, wiem…

I jak się już wejdzie i krąży między tymi półkami to można się natknąć na promocje…

10 stycznia 2012

Oliwkowe mydło pod prysznic Ziaja

Producent obiecuje nam doskonałe wygładzenie i skuteczne zmiękczenie naskórka. Mydło ma też intensywnie nawilżać i zapobiegać nadmiernej utracie wody. Zawiera delikatne składniki myjące pochodzenia roślinnego. Działa łagodnie na skórę, nie wysusza jej i nie powoduje podrażnień.Nie narusza naturalnego pH i warstwy ochronnej naskórka.




Skład: Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Cocoamide DEA, Sodium Olivamphoacetate, Panthenol, Polyquaterinum-10, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Sodium Benzoata, 2-Bromo-2-Nitropropane-1, 3-Dial, Parfum (Fragnance), Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Citric Acid, CI 42090 (FD&C Blue No.11), CI 19140 (FD&C Yellow No.5), CI 47005 (D&C Yellow No. 10), CI 16035 (FD&C Red No. 40).

To pierwsze mydło Ziaji które kupiłam. Skusiła mnie duża pojemność ;)

Mydło dostajemy w dużym, rodzinnym opakowaniu. Plastikowa, przezroczysta butelka, która z biegiem czasu niestety traci fason – gnie się, odbarwia.

Moja filozofia żeli i mydeł pod prysznic jest prosta. Jeśli żel jest zapachowy to balsam – neutralny. Jeśli mam w planach szaleństwo balsamu lub mydła to wówczas sięgam po jak najmniej perfumowany środek do mycia.

W związku z powyższym na mojej półce w łazience jednocześnie stoją (policzyłam…) cztery żele/mydła.

I Ziaja jest tu idealnie wpasowana. Ma zapach, który nie „gryzie się” z najbardziej wymyślnym zapachem innych smarowideł.

Moja skóra akceptuje ten produkt. Rzeczywiście – zgodnie z obietnicami producenta – nie jest wysuszona ani podrażniona. Wygładzenia nie zaobserwowałam. Zresztą do tego celu to stworzono raczej peelingi, a nie żele/mydła ;)

Kwestia wydajności jest tu bezdyskusyjna. Otwieram butlę i wystarcza mi ona na ho ho ho i jeszcze dłużej. Gdyby nie moja filozofia prysznicowa to szybko znudziłabym się tym zapachem. A tak – ciągle do niego wracam i kupuję kolejne opakowania.

Cena – śmiesznie niska jak na taki dobry produkt, bo około 6 zł w zależności od miejsca w którym mydło kupujemy.

9 stycznia 2012

TAG: łowczyni


Do zabawy zaprosiła mnie Dorota. Serdecznie dziękuję.


ZASADY:
1. Wklej banner na swojego bloga!
2. Napisz, kto Cię oTAGował.
3. Przekaż TAG kolejnym Bloggerkom.
4.Pokaż na Twoim blogu, co w ostatnim czasie* "złowiłaś" w sklepie
( ciuchy lub kosmetyki), post możesz wzbogacić o zdjęcia !
Mile widziane przybliżone ceny towarów :)
*Okres od jednego tygodnia do trzech tygodni :).

Uwielbiam TAGi ponieważ dużo mówią o dziewczynach, które odpowiadają. Lubię wiedzieć więcej o tych, które poznaję w wirtualnym świecie.
Do rzeczy jednak….

1. Palety Sleek – widziałam na wielu blogach. Myślałam, że oprę się sleekomanii ;) ale nic z tego. Zwyciężyła praktyczna strona Guci. Przecież moja paleta dogorywała, więc… Tak, wiem każdy pretekst jest dobry aby zrobić zakupy kosmetyczne.
Trafiłam fajną aukcję na Allegro (26,50 zł za sztukę) i tak oto są moje:



2. Pędzle (około 28 zł) – dacie wiarę że do nie dawna miałam dwa pędzle? Jeden do pudru a drugi do różu. Zmordowane ciągłym praniem, suszeniem… Aż na urodziny postanowiłam zrobić sobie prezent. I zamówiłam. Nie wiem jak długo posłużą, ale na początek mogą być.
I oto są:


3. Kolczyki – mam już dużo par, ale jedna albo dwie nie zaszkodzą, nieprawdaż? Upolowane przypadkiem. Cena? Około 5-6 zł za parę.





4. Tresor Midnight Rose – o ja… Ciepły, otulający zapach kupiony z dobrego źródła za jeszcze lepszą cenę (30 ml za 100zł). Olśnienie od pierwszego… powąchania.

5. Zakupy ubraniowe w second handzie. Za całe 22,50 zł mam pięć fajnych bluzek i kilka apaszek (moja nowa miłość. Wiążę jak tylko się da ;D)


Do pochwalenia się swoimi zdobyczami zapraszam:







7 stycznia 2012

Bo głupio wyjść z pustymi rękoma...

Z nudów (głupio tak z pustym koszykiem iść…) kupiłam płyn do demakijażu Rival de loop i budzący skrajne emocje jedwab do włosów Biosilk.


Wiążę z nimi spore nadzieje, nie ukrywam. Raz - nadal szukam czegoś do demakijażu oczu – nie podrażniającego i skutecznego. Dwa – moje włosy odkąd je farbuję stały się bardzo niesforne. Po umyciu trudno je rozczesać, średnio się układają. Dojrzewam powoli do kuracji olejami, ale to mimo wszystko – jeszcze przede mną.

5 stycznia 2012

Wanilia i malina zgranym duetem


Markę Orginial Source kojarzyłam od dawna, ale cena którą trzeba zapłacić za „zwykły” żel pod prysznic, czyli około 10 zł wydawała mi się stanowczo zbyt wysoką. Ale cóż. Na blogach pojawiały się w większości pochlebne recenzje poszczególnych produktów, zatem korzystając dzięki  promocji w Rossmannie (tak, każdy pretekst jest dobry… ;D) w moim koszyku znalazły się dwa żele Orginial Source - Raspberry & Vanilla Milk o którym dziś będzie mowa oraz kaktus i guarana (nie było wyboru – tylko takie zostały przewidziane jako gratisy w promocji „dwa w cenie jednego”) I cóż…

Przepadłam.

Żel zamknięty jest w wygodnym opakowaniu. Przede wszystkim można je postawić i nie ma konieczności czekania aż raczy spłynąć po ściankach. Po drugie – faktura butelki niezwykle mi odpowiada ponieważ nie wyślizguje się z rąk.

Ten zapach… Obłędny… Aż do przesłodzenia ;) Kiedy już czuję, że za dużo i mam wrażenie jakbym przybywała w sklepie przy fabryce cukierków to butelkę odstawiam na jakiś czas. Później zaś wracam z ogromnym zachwytem na nowo odkrywając ten żel.

Kwestia wydajności. Mam wrażenie, że „dzięki” swej konsystencji jest mało wydajny. Lubię nalać żelu na rękę, a tu cóż… Średni pomysł. Dopiero aplikacja na gąbkę daje pianę i sensowne naniesienie na skórę.

Działanie. Żel jak żel. Dobrze myje ;) Zapach zostaje na skórze przez długi czas. Żel nie wysusza mojej skóry i nie podrażnia jej. Myślę nawet, że mogłabym „zaszaleć” i nie smarować się balsamem i nie czułabym z tego powodu dyskomfortu.

Jestem zadowolona z tego produktu i myślę, że skuszę się na ponowny zakup.

(w promocji oczywiście ;D)

4 stycznia 2012

Wykończyłam w grudniu ;)

Z uporem dokupuję kosmetyki do pielęgnacji… Wczoraj np. przytargałam peeling kokosowy. I to nic, że w łazience są już dwa, w szafce „kolejkowej” stoją dwa kolejne. Kokosowego jeszcze nie miałam, tak?

Ale o tym innym razem…..

Tak. Jestem Gucia i jestem Chomikiem…

Z równie wielkim uporem wykańczam kosmetyki które już rozpakowałam, wypróbowałam, postawiłam na półce i zapomniałam. Aż mnie samą zaskakuje wytrwałość.





Wszystkie te kosmetyki opisałam wcześniej na blogu, zatem ograniczę się do podania linków.

1. Ziaja – płyn do demakijażu (uniwersalny) (KLIK)
2. AA – płyn micelarny z serii Ultra Nawilżenie (KLIK)
3. Krem Nivea regenerujący (na noc) (KLIK)
4. Jedwab do włosów z firmy Marion (KLIK)

 

3 stycznia 2012

Przeczytałam - "Mistrzyni przypraw"

Tilo zakrada się w myśli w zostaje na długo. Tilo jest Hinduską, bohaterką powieści „Mistrzyni przypraw”  Chitry Banerjee Divakaruni.

Tytułowa Mistrzyni prowadzi w Ameryce sklep. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że razem z przyprawami daje ludziom to, czego im brakuje, czego pragną. Jednym odwagę, drugim rozsądek i pokorę. Tym odwagę, tamtych otwiera na miłość.
Obok magii jest też i realistyczna, niemal reporterska strona książki. Jednocześnie poznajemy życie hinduskich emigrantów w Ameryce – trudności ze znalezieniem pracy, aranżowane małżeństwa (nie szczęśliwe zazwyczaj), przywiązanie do tradycji i historii które prowadzi ku rozpadowi rodziny (sytuację ratuje Tilo).
Tilo… Jej przeznaczenie to przyprawy. Przyjmując ten dar świadomie zrezygnowała z rodziny, miłości, dotyku. I nagle w ten jej prosty wydawałoby się świat wkracza „samotny Amerykanin”, czyli Kruk.
Mistrzyni poznaje co to jest bliskość, miłość, zaangażowanie.  Cena jaką płaci jest wysoka… Traci sklep.  Ale przecież zawsze jest jakiś początek… Znajduje MIŁOŚĆ :)
źródło: internet



„Jestem Mistrzynią Przypraw.

Umiem się też posługiwać innymi. Minerałami, metalem, ziemią i piaskiem, i kamieniem. Szlachetnymi kamieniami z ich zimnym czystym światłem. Cieczami, które wypalają swe barwy w twoich oczach, aż nie widzisz już niczego innego. Ich wszystkich nauczyłam się na wyspie.

Ale przyprawy są moją miłością.

Znam ich pochodzenie i zapach, wiem, co oznaczają ich ko- lory. Potrafię nazwać każdą prawdziwym imieniem, nadanym na początku, gdy ziemia pękła jak skóra i podała ją niebu. Ich żar płynie w mojej krwi. Od amchuru do zafranu, wszystkie naginają się do moich rozkazów. Wystarczy szept, by oddały mi swe ukryte właściwości, swoją magię.”

„Nam, Mistrzyniom, nie wolno dotykać tych, którzy do nas przychodzą. Naruszać delikatnego punktu ciężkości między dawaniem i otrzymywaniem, na którym chwiejnie opiera się nasze życie.”

TAG - 10 Pytań Kosmetycznych Od Majorki

Tag znalazłam na blogu Innokiej. Poczułam się zaproszona dzięki hasłu: „zapraszam wszystkie nowe bloggerki do zabawy :)”

Zasady:
1. Umieść obrazek "10 pytań kosmetycznych od Majorki"
2. Odpowiedz na 10 pytań kosmetycznych
3. Powiedz, kto Cię oTAGował
4. OTAGuj 12 blogów tym TAGiem
5. Poinformuj blogi o oTAGowaniu



Pytania i odpowiedzi:

1. Używasz kolorowych cieni do powiek,czy neutralnych?

Makijaż ma być dostosowany do stroju, humoru itd. W związku z powyższym raz jest neutralny, a raz z kolorkiem. Generalnie lubię „pacnąć” choć  troszeczkę koloru.

2. Co wolisz bardziej 'pomadkę czy błyszczyk'?
Uwielbiam błyszczyki. Wciąż szukam tego jednego, jedynego. Pomadki też lubię. Na wieczór, ważne spotkanie itd. są nie zastąpione.

3. Czy uważasz, że tylko drogie produkty są dobre?

Absolutnie nie! W moim świecie panuje pełna demokracja. Nie cena, a działanie się liczy.

4. Co sądzisz i czy używasz różu do policzków?

Do niedawna uważałam ten kosmetyk za zbędny. Ale! Ponieważ ewoluuję to zdanie zmieniłam (dzięki blogom notabene) i teraz nie wyobrażam sobie makijażu bez różu. Co prawda miewam kłopot z dobraniem odpowiedniego odcienia, ale cóż… Dojdę do wprawy ;)

5. Jaki jeden produkt kosmetyczny kolorowy zabrałabyś na bezludną wyspę? ;)
A liczy się beczka dobrego balsamu do ciała? ;)

6. Miałaś kiedykolwiek problemy z cerą?
Tak. Miałam i mam. Cera naczynkowa. Do tego sucha. Wrażliwa. Mieszanka wybuchowa. Ciągle coś się jej nie podoba, drażni… Musi być dopieszczona, nawilżona.

7. Używasz filtrów?
Cóż. Niestety nie jestem w tym względzie systematyczna. Nawet latem nie pamiętam o tego typu ochronie (wiem, wiem…)

8. Na jaki produkt kosmetyczny uważasz, że trzeba wydać więcej pieniędzy?
Dobry podkład. Koniecznie. A poza wszelką konkurencją –perfumy!!!! Uwielbiam! I na to mi nie szkoda pieniędzy :)

9. Co sądzisz o maseczkach i czy ich używasz?
Nie jestem w tym względzie prymuską. Staram się jednak, staram :) Mam maskę z ziaji w wielkim opakowaniu i używam. Mam plan aby aplikować ją sobie na paszczę przynajmniej dwa razy w tygodniu.

10. Jakiej gwiazdy makijaże podobają ci się najbardziej?
Żadnej. O wiele bardziej wolę makijaże, które wyczarowują np.  Idalia, Innooka, Maus. Się pilnie uczę :D Do Mistrzyń to mi jeszcze daleko, daleko, daaaaaaleko, ale staram się :)

Dorota, następny TAG się tworzy :D