Zapachy kupuję intuicyjnie ;) Albo inaczej – głupio. Lubię
dobrze pachnieć, a tu gdzie mieszkam mam ograniczony dostęp do perfum
(asortyment plus ceny…- zabójcze).
Ale Gucia zawsze sobie poradzi…
Na przykład „Parisienne” YSL. „Twarzą” zapachu jest Kate Moss
i uważam iż to był dobry wybór. Taki diabełek o twarzy aniołka.
Przejrzałam internet i na podstawie informacji tam
znalezionych stworzyłam sobie jakieś wyobrażenie o tym zapachu.
W nutach zapachowych znalazły się: żurawina, róża
damasceńska, fiołek, paczula, drzewo sandałowe, piżmo i vetiver.
Ten zapach to połączenie świeżości i ciepła okraszone
kwiatami. A wszystko zamknięte w eleganckim i skromnym flakonie (mój egzemplarz
jest już nieco zniszczony- zadarte rogi loga, porysowane…)
Jak dla mnie – zapach trudny. Dobrze się w nim czuję
jesienią i zimą (otula). Latem nie mogę na niego patrzeć, wciskam w najdalszy
kąt szafki. A jeśli już wyciągam to na spotkania uroczyste, kiedy chcę
„zaistnieć”. Bo kobieta która TAK pachnie nie przemknie nie zauważona.
Nie znam go, ale muszę powąchać :)
OdpowiedzUsuńJeśli bedziesz miała okazję to powąchaj. To zapach z gatunku "kochaj albo rzuć" :D
OdpowiedzUsuń